sobota, 19 listopada 2011

Masz chomiki, masz straty :P

Moja nienormalna syryjka Tilli, nazywana też "czule" Moped (ksywka wymyślona przez kumpla, który na jej widok zareagował "co to za Moped???" :D, bo rzeczywiście jak na chomika jest bardzo duża, a w zrozumieniu kumpla "moped" to coś imponującego, rzucającego się w oczy :P), więc Tilli-Moped obgryzła mi w tym tygodniu sznurówki od moich ulubionych adidasów. Nie, nie jestem na nią zła, właściwie to padłam ze śmiechu jak je rano zakładałam. Dobrze, że tym razem to tylko sznurówki :D. W takich momentach przypominają mi się wszystkie inne straty, które miałam przez te - ach jakże słodkie - stworzonka. A było ich (tych stworzonek) już wiele w ostatnich latach. Co za tym idzie było też wiele strat. Nie pamiętam już chyba wszystkich, ale tak mniej więcej.
Oto lista tego, co mają moje chomiki na sumieniu:
koc, 3 ręczniki, dywan w sypialni, dwie kurtki byłego, mój t-shirt, kabel od głośników monitora (całe szczęście, że to tylko ten kabel, bo tych głośników i tak nie używam), zasilacz od komórki, listwy podłogowe w paru miejscach, podobnie jak tapeta w kątach, dokładnie w trzech XD, drzwi w łazience, uszczelkę szczotkową od drzwi wejściowych, niezliczona ilość koszyczków, które były w szufladach, książkę telefoniczną, przeróżne ulotki i inne opakowania. Jej celem jest chyba przerobienie w drobny mak wszystkiego, co się znajduje w szufladach. Nie wiem czy wymieniłam wszystko, być może o niektórych rzeczach zapomniałam, bo tak szczerze mówiąc to nie próbuję ich specjalnie zapamiętać. Nie przywiązuję aż tak dużej wagi do rzeczy. Owszem, gdyby chodziło o coś drogiego to nie byłoby tak łatwo przejść nad tym do porządku dziennego. Bo kupno czegoś nowego i drogiego nie jest takie łatwe. Chyba, że się ma za dużo kasy, ale kto się do tej grupy ludzi zalicza? Ale zwykłe przedmioty codziennego użytku, które - jak sama nazwa mówi - prędzej czy później się zużyją... Nie, nie będę rozpaczać, jeśli zostaną "zużyte" wcześniej. Nawet jeśli do tego niezaplanowanego zużycia przyczynił się chomik.
Do czego zmierzam? A no do tego, że rzuciło mi się parę razy w oczy jak niektórzy użytkownicy na forach wybierają wyposażenie dla swoich pupili. Tzn. czym się kierują. Oczywiście nie wszyscy, ale jest ich jeszcze na tyle dużo, że wypada o tym napisać. Chodzi mi o plastikowe domki, piętra, drabinki itp. dla chomików i nie tylko. Już od dłuższego czasu głosimy na wszystkich forach, że drewniane wyposażenie jest lepsze, bo naturalne. Dla wielu wielu osób jest to tak logiczne, że nie wymaga dyskusji. Dla niektórych jednak nie, szczególnie dla stosunkowo nowych i młodych właścicieli chomików. Bo "chomik to obgryzie, bo pod wpływem moczu zacznie pleśnieć, bo się nie da umyć..." Tak samo jest z wybiegiem. I nie chodzi tu tylko o to, że chomik może zniknąć w czeluściach pokoju. Nie. "Bo coś obgryzie, zniszczy, zasika..." Czyli idziemy na łatwiznę. Nieważne, że chomik, czyli żywe zwierzę, musi spędzić całe swoje życie w przeważnie zbyt małej klatce, otoczony plastikiem, pozbawiony wszystkiego co odpowiadałoby jego naturze. Ważne, że właściciel, przeważnie w wieku dziecięcym do nastoletnim, ma łatwo. Może sobie łatwo obmyć te plastikowe pięterka, ten domek nieprzepuszczający powietrza. Ważne, że to wyposażenie będzie "trwałe", że się nie zniszczy i że za 8 lat któryś z kolei chomik będzie spał w tym samym brzydkim domku ze sztucznego tworzywa.
Wiem, te rzeczy też kosztują, nie zaprzeczam. I wiem też, że szczególnie dla dzieci i nastolatków jest to czasem niemała suma i nie jest im łatwo wymienić od tak na nowe. Ale kupując jakiegokolwiek zwierzaka bierzemy na siebie pewną odpowiedzialność. Przede wszystkim odpowiedzialność za jak najlepsze warunki według naszej wiedzy. Oszczędzanie na zwierzątku, nawet jeśli to "tylko" chomik to nie jest odpowiedzialne zachowanie.
Nie będę tu prawić morałów, niech każdy wyciągnie swoje wnioski. Jedyne co chcę powiedzieć to to, że to prawda: chomik zniszczy co nieco. Zniszczy lub zużyje ;). To może być drewniany domek, pięterko, dywan w pokoju czy sznurówki :D. Wystarczy spojrzeć na listę moich "strat". To wszystko może "się zniszczyć", bo jest używane przez zwierzątko, które żyje. To nie jest pluszowa zabawka, która stoi sobie na półce i nie robi nic. Tak samo jak my używamy i niszczymy niektóre rzeczy, tak samo robią to nasze zwierzaki. Niektóre rzeczy niszczy po prostu czas i znowu jest to to samo co u naszych zwierzaków. Z czasem rozpadnie się drewniany domek lub pięterko, to normalne.
Podsumowując: jeśli decydujecie się na żywe zwierzęt to musicie się z tym liczyć, że będą straty, a ich przyczyną będzie to właśnie zwierzątko. Bo żyje, bo chodzi, bo niszczy... Nie robi tego specjalnie, robi to, bo taka jest jego natura. I taka jest kolej rzeczy.  Wasze ulubione buty też nie wytrzymają przez całe życie, najbardziej ulubiona koszulka kiedyś będzie wyglądała jak szmata, a ulubiony kubek może bardzo szybko wypaść z rąk i zamienić się w szczątki. To tylko przedmioty, martwe i nieważne. Niektórych szkoda bardziej, innych mniej, ale tak naprawdę to są ważne dzięki wspomnieniom z nimi związanymi. Rzeczy się niszczą, wspomnienia zostają. I nie wiem jak wy, ale ja wolę powspominać, ile ręczników, kawałków tapety i innych "ważnych" rzeczy zniszczyły moje chomikowe rozrabiaki. I ile domków drewnianych musiałam już wymienić, bo niestety toaletka była w środku XD. A jednocześnie przypomina mi się jak te same chomiki w zawrotnym tempie biegają po pokoju, przychodzą na zawołanie, kopią w piasku jak szalone czy śpią w szufladzie w resztkach czegoś co kiedyś było koszykiem. Oswojone, korzystające z wolności ile tylko się da, kosztem paru rzeczy martwych. I nie zaprzeczam: w obcowaniu z innymi żyjącymi stworzeniami pomocna jest dość duża porcja poczucia humoru. I nie myślę tu tylko o chomikach... ;)        

Poniżej niektóre zniszczenia moich chomików uwiecznione na zdjęciach:







                                                                                          

sobota, 5 listopada 2011

Hmm...

Nie popisałam się ostatnio. Nie tylko tu na blogu, lecz ogólnie. Już przez całe lato obijałam się i pisałam mniej. I wiem o tym... Stać mnie na więcej, a nie chce mi się. Owszem, ten rok był pracowity i męczący, ale bez przesady. Nie cały czas... ;). Chodzą mi różne tematy po głowie, niektóre bardzo ważne i nie poruszam ich. Bo jak już mam te chwile, w których się wreszcie zmobilizuję to się okazuje, że jest tyle postów i pytań na forach, że najpierw trzeba się zająć nimi. A jak już jestem na forach to włażę gdzieś na chata czy gg i jest noc.
A teraz jest znowu taki okres, że przychodzę po 10 godzinach intensywnej pracy do domu i daję radę tylko poczytać. Dobrze, że dzisiaj sobota, to chociaż się wyspałam. Gdyby nie te momenty, które bawią i śmieszą to dopadłaby mnie porządna chandra jesienna. Chyba już nawet coś było, bo koledzy z pracy pytali z troską czy wszystko w porządku. A jak nie mogę tego ukryć to naprawdę jest źle. Normalnie to zostawiam złe humory w domu, ale ten tydzień był naprawdę naprawdę stresujący, chociaż o jeden dzień krótszy. Albo właśnie dlatego...
Zresztą moich zwariowanych kolegów nie można brać aż tak poważnie. Szczególnie od ostatniej imprezy zrobili się tacy... przylepni. Bez przerwy pytają czy wszystko okay albo kiedy idziemy znowu pić :P. O co im chodzi? A ja chcę mieć aktualnie tylko spokój, spokój i jeszcze raz spokój. Czas na zabawę będzie, jak przyjdzie pora. Już niedługo zacznie się okres, kiedy tradycyjnie organizuje się u nas tzw. Christmas Partys. To jest jednocześnie czas, kiedy w restauracji trzeba duuuużo wcześniej rezerwować stolik, bo jest mało terminów. Mniejsze firmy idą na kolację, większe organizują party na jakiejś sali z bufetem i DJ'em.
Jak już wspomniałam mam zwariowanych kolegów (koleżanki oczywiście też). Jesteśmy dosyć zgraną gromadą, z wyjątkami, owszem, ale to normalne. Nasze imprezy są przysłowiowe i dobrze nam robią. Mamy okazję się wyszaleć, firma organizuje, firma finansuje, więc wiadomo w jakich ilościach płynie alkohol ;). Mamy okazję poznać tych Nowych, którzy pracują u nas od niedawna. No i przede wszystkim mamy możliwość pogadać sobie prywatnie, na spokojnie, bez codziennego stresu. A to przybliża. No i jeszcze te wspólne wspomnienia lub dwuznaczne uśmiechy w poniedziałek-po-imprezie-rano. Wszystko już było :D.
Chyba serio jestem pod kreską, bo mnie na wspominki wzięło. A może to dlatego, że wczoraj po 10 godzinach zamiast jechać do domu to przysiadłam jeszcze "na chwilę" z kolegami w pomieszczeniu, gdzie spędzamy przerwy. Skończyli pracę 30 minut wcześniej i siedzieli przy kawce. To zostałam i z chwili zrobiło się następne pół godziny :D. I też nas właśnie wzięło na wspominki byłych, przeszłych imprez. Chociaż jest się z czego pośmiać.
Następne party też będzie świetne, wiem to. Ale to dopiero niedługo. A teraz ponurzam się jeszcze trochę w tej jesiennej melancholii, bo kurcze, lubię to chyba. A po smętach śmiech jest jeszcze bardziej radosny, więc co tam.

Marc Anthony - Así como hoy