środa, 5 września 2012

Złośliwość rzeczy martwych

Czas odgrzebać bloga, pobudzić na nowo do życia, rozruszać :D. Gdzie się podziały ostatnie miesiące? Czas wprawdzie upływa strasznie szybko, ale aż tak szybko?!?!? I - co jest w sumie bardzo dziwne (a może i nie?) zmieniło się wszystko i nic. Brzmi absurdalnie, ale tak jest.
Każda zmiana, czy prywatnie, czy zawodowo zmienia nas. I nasze życie. Czasem w większym stopniu, czasem w mniejszym. Wychodzi to "w praniu". :D Tak było i w tym roku. Najbardziej pracowity, intensywny i męczący okres u mnie/u nas w pracy to miesiące maj/czerwiec. Co roku to samo, więc niby można się psychicznie przygotować. A tu, o! W tym roku było jeszcze gorzej niż we wszystkie minione lata. Do tego był to pierwszy taki okres z nowym szefem, który - niestety - jest inny niż ten poprzedni. Każdy szef, każdy pracownik, każdy kolega, koleżanka - każdy jest inny, ale w tym wypadku nie mieliśmy szczęścia. Nowy szef się obija, rozdaje zadania i bierze sobie wolne jak mu się podoba. A my mieliśmy dwa razy więcej pracy niż w tamtym roku, w tym samym intensywnym okresie. W lipcu też jeszcze harówka, już myślałam, że to się nigdy nie skończy i nie uspokoi. Ale na szczęście nadeszły wakacje, czas urlopowy i mogliśmy trochę odetchnąć. Co tu dużo mówić, po takich miesiącach nie byłam w stanie zajmować się ani blogiem, ani forami. Nie mogłam się skupić na czytaniu, na pisaniu, nie miałam ochoty siadać do komputera czy laptopa, bo przed komputerem w pracy też spędzałam 6-9 godzin. I miałam go szczerze dosyć. No i tak całkiem przypadkiem zaczął  mi w tym czasie laptop strajkować. Czy to złośliwość rzeczy martwych? ;D Bo wtedy nie miałam czasu brać się za porządkowanie, a już zupełnie nie miałam czasu wozić go do brata, żeby mi "posprzątał". Złośliwość czy może życzliwość rzeczy martwych? ;) Tak jakoś wyszło, że nie przeszkadzał mi w tym okresie brak funkcjonującego laptopa. I tak nie miałam czasu i sił. Często prawie zasypiałam na siedząco, próbując przebrnąć przez jakiekolwiek posty na forach. Nawet ogarnięcie "na szybko" fejsbukowych nowości przychodziło mi z trudem. Więc w sumie dobrze mi zrobił mój złośliwy laptop. :D
I niczego mi nie brakowało. Co więcej, miałam świetne lato. Po tym "cudownym" okresie padania na pysk spędziłam niezliczoną ilość dni i wieczorów (czasem do późna w nocy) w świetnym, wesołym i ciekawym towarzystwie. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. ;)
A teraz powraca powoli spokój i równowaga w kosmosie. ;D Moje życie toczy się dalej, takie samo i całkiem inne. Doszły nowe znajomości i przyjaźnie. Powraca codzienność i dawne zainteresowania. Bo to, że przez jakiś czas były odsunięte na boczny tor, nie znaczy przecież, że nie są już ważne. Po prostu czasem nasze obowiązki wymagają tyle czasu i uwagi, że na nic innego nam go nie starcza. Nawet po moim zwierzyńcu to widać. Od paru lat miałam non stop pięć chomików. A teraz... jest ich tylko trójka. W ciągu ostatnich miesiący odeszła dżungarka Katy i roborek Kurt. :(
Zdając sobie sprawę z tego, że nie mam zbędnych chwil, żeby się zajmować i zapoznawać z nowo-przybyłymi, zrezygnowałam na razie. Czy na zawsze, czy tylko na pewien czas, to się jeszcze okaże. Na razie tak jest rozsądniej. :)

Marcin Rozynek - Każde Wielkie
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz